Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 marca 2012

Auto w leasingu - czy warto?

Czy są jakies poza podaktowe zalety leasingu. Tutaj udowodnię że tak. Jedną z podstawowych zalet leasingu jest jego „brak” jako zobowiązanie finansowe, jak się to ma np. w kredycie. Ma to zasadnicze znaczenie dla osób, które zamierzają w okresie leasingu starać się o jakiś większy kredyt gdzie będzie badana tzw. zdolność kredytowa. Dlaczego własnie tzw? Niestety w większości przypadków procedury bankowe nie są w stanie uwzględnić, że obniżanie zdolności poprzez sumowanie amortyzacji samochodu i zobowiązania wynikającego z raty to podwójne „karanie” potencjalnego kredytobiorcy. W takim przypadku amortyzacja powinna być dochodem, ale niestety wykracza to poza percepcję w tak „prostych” kredytach jak np. kredyt hipoteczny. Warto więc, mając w planach kredyt wziąć samochód w leasingu.

Po drugie leasingowany samochód nie stanowi majątku leasingobiorcy. W przypadku każdej jednoosobowej czy innej spółki osobowej może to mieć znaczenie. Kiedy? No niestety np. gdy dojdzie w trakcie leasingu do podziału majtku leasingobiorcy i jego współmałżonka. Raczej mało prawdopodobne, że podział taki będzie uwzględniał prawa wynikające z umowy leasingu. Niestety ma to także znaczenie przy regulowaniu zobowiązań nieuczciwego przedsiębiorcy. Komornik raczej nie będzie mógł „zabezpieczyć” swoich roszczeń na takim samochodzie. No, ale takiej sytuacji i leasingodawcom i leasingobiorcom nie życzę.

Co dalej? Wyraźnie w dowodzie rejestracyjnym napisane jest, że właścicielem samochodu jest leasingodawca. Owszem, dla osób z dużą potrzebą posiadania wszystkiego na własność, może to być pewien szkopuł. Czy taka sytuacja ma jeszcze jakieś plusy? Oczywiście. Przykładowo przy częstym dla każdego aktywnego kierowcy spotkania z patrolem Policyjnym. Co daje nam leasing? Skoro to nie my jesteśmy w dowodzie rejestracyjnym mamy dużo większe pole do manewru w zakresie „znajdowania winnego wykroczenia”- szef, prezes, kolega co mi samochód pożyczył, a w ogóle to nie nie mój samochód, nie na taki drogi nie byłoby stać. itd.... Dużo podpowiedzi znaleźć można w programach typu „Drogówka” więc nie będą sie tu w tej kwestii rozpisywał. Zaleta nie działa przy samochodach przedstawicieli handlowych. Są oni przez Policjantów, niestety niekiedy słusznie, uznawani za kierowców brawurowych i niebezpiecznych. Wtedy jedynie czyste konto punktowe może pomóc w negocjacjach – zdolności handlowe oczywiście też ;-).

Przy kontroli drogówki może się też okazać, że samochód w leasingu przejdzie bez potwierdzenia ubezpieczenia OC. Policjanci wiedzą już o dbałości leasingodawców o swój samochód w tym zakresie i fakcie, że praktycznie niemożliwe jest aby samochód leasingowany nie był ubezpieczony conajmniej oc.

Kiedy już jesteśmy przy ubezpieczeniach. Leasingodawcy mają wynegocjowane pakiety ubezpieczeniowe na swoje samochody, które są "średnie". Średni czyli ani drogie (tańsze niż podstawowe oferty ubezpieczycieli), ale i droższe niż mają szansę kupić kierowcy ze zniżkami. Czyli dla kierowcy młodego, czy bez zniżek może być to atrakcyjna propozycja. Bez zniżek to także kierowca, któremu często się coś przydarza. Wtedy również warto mieć samochód z pakietem leasingu.

Ubezpieczenie leasingodawcy to także zaleta dla zapominalskich. Leasingodawca zadba o naszą polisę i co roku nam ją wznowi, tyle że zapłącić i tak będziemy musieli..

Chwilowo to wszystko co za leasingiem poza „standardem”. Oczywiście powyższe to tylko subiektywne i niepotwierdzone prawnie odczucia leasingobiorcy z doświadczeniem, które sprawdzić trzeba na własnej skórze...albo na blasze auta ;-)

-------------------------------------------

Artykuł: Auto w leasingu - czy warto? pochodzi z serwisu www.wieszak.net

-------------------------------------------
O Autorze

Asai we współpracy z NAP.

Suzuki SV650 - hit od samego początku

W roku 1999 na rynku motoryzacyjnym zagościł model Suzuki SV650, który dzięki swoim wielu zaletom od samego początku zajął mocną pozycję w swoim segmencie stanowiąc groźną konkurencję. Ogromne zainteresowanie jakim cieszyła się maszyna zaskoczyła nawet samego producenta, który w pewnym momencie zaczął mieć problemy z nadążaniem z produkują i dostarczaniem odpowiedniej ilości jego egzemplarzy do dealerów. W Polsce niestety musiało minąć sporo czasu zanim w pełni dostrzeżono jego zalety.

Fakt, że motocykl ten nie został wyposażony w potężny silnik, gdyż jest to widlasta dwójka o pojemności 645ccm, której moc wynosi jednak zaledwie 71KM może być nie lada zmyłką. Suzuki waży zaledwie 169 kg co zaowocowało niezwykłą zrywnością i szybkością jak na taką moc. Dowodem takiego stanu rzeczy jest chociażby pokonanie w teście elastyczności takich modeli jak Bandit 1200 czy Fazer 600. Jak widać liczy się nie tylko duża ilość koni. Ogromne znaczenie odgrywa także chociażby świetnie wyregulowana 6 stopniowa skrzynia biegów, której przełożenia są bardzo precyzyjne, a przy tym ciche.

Na komfort i bezpieczeństwo jazdy wpływa także zawieszanie. Z przodu jest to klasyczny widelec teleskopowy wyposażony w możliwość regulacji twardości, a z tyłu z kolei mamy aluminiowy wahacz spawany, w którym także istnieje możliwość regulacji sprężyny. Cały układ jezdny zapewnia bardzo stabilną i wygodną podróż. Ścigacze te wyposażone zostały również w bardzo skuteczny układ hamulcowy, składający się oczywiście z tarcz hamulcowych.

Jeśli chodzi o wyposażenie Suzuki SV650 to producent niestety musiał je nieco uszczuplić, aby zachować dość przystępną cenę. Tak więc znaleźć tu można najbardziej podstawowe wskaźniki na kokpicie, aczkolwiek niestety ogromnym minusem jest brak wskaźnika poziomu paliwa. Doskwierać może również brak centralnej podstawki, która okazuje się bardzo przydatna chociażby przy smarowaniu łańcucha. Brak tutaj także większego schowka, gdyż ten jaki kierowca ma do dyspozycji jest zdecydowanie za mały, aby wyruszyć w dłuższe trasy

.

-------------------------------------------

Artykuł: Suzuki SV650 - hit od samego początku pochodzi z serwisu www.wieszak.net

-------------------------------------------
O Autorze

Miłośnik motoryzacji

Monitorowanie pojazdów

Monitoring GPS pojazdów nie tylko dla firm. łatwość wdrożenia, obsługi oraz dodatkowo niewielkie koszty sprawiają że system Car Control perfekcyjnie sprawdza się do indywidualnych zastosowań. Twój rodzinny samochód pod kontrolą w której wiesz gdzie pojechało Twoje dziecko, czy jeździ bezpiecznie, czy zapina pasy. Na ekranie dowolnego laptopa z dostępem do Internetu błyskawicznie odszukasz pozycję monitorowanego obiektu. Prześledzisz trasę, czasy i prędkości wręcz do 6 miesięcy wstecz. Troska o naszych najbliższych i nasze mienie może być obecnie zaspokojona dzięki CarControl. Najlepsi nie posiadają nic do ukrycia, i ta prosta prawda stwarza że monitoring Car Control możesz przetestować całkowicie bezpłatnie i bez zobowiązań. Zamontuj w 20 minut nasz podstawowy rejestrator HDN2200 i sprawdź sam jakie zyski daje Ci CarControl. W tej samej chwili po podłączeniu zasilania będziesz mógł ujrzeć gdzie znajduje się Twoje auto, na ekranie swojego laptopa na najdokładniejszych cyfrowych mapach Google. Sprawdzisz czasy przejazdu, czasy postojów , a ponadto szybkości. Wydrukujesz przejrzyste raporty gdzie łatwo odnajdziesz przekroczenia prędkości, wyjazd ze strefy i wiele| informacji niezbędnych do efektywnego administrowania flotą. Jeżeli stwierdzisz że nie tego szukałeś, po prostu odeślesz nam rejestrator bez żadnych konsekwencji i cen.

VW za 250euro

Jako pierwsi i jedyni, oferujemy możliwośogramu „Volkswagen dla Każdego”. Konstruktorom pierwszego modelu Volkswagena przyświecała myśl, aby ich auto było ogólnodostępne.

Niestety, dzisiaj cena nowego Volkswagena Passata, Volkswagena Golfa, czy nawet Volkswagena Polo, nie jest na kieszeń osoby nisko, czy nawet średnio sytuowanej. Często dla osoby o wysokich dochodach zakup nowego samochodu staje się dużym obciążeniem domowego budżetu.

Przyszło nam żyć w czasach, kiedy posiadanie samochodu staje się koniecznością. Dzisiaj posiadanie własnych „czterech kółek” nie jest już luksusem, jest wymogiem naszych czasów. Podobnie jak wielu z nas nie wyobraża sobie domu bez automatycznej pralki, zmywarki do naczyń i ciśnieniowego expresu do kawy, podobnie jest z samochodem. Posiadanie auta stało się wręcz koniecznością.

Niestety, często jest to dla nas potężne obciążenie finansowe. Zwłaszcza, gdy kupujemy je na kredyt. Wówczas zazwyczaj płacimy jak za dwa samochody. Cóż, dyrektor Banku też człowiek, pieszo nie lubi chodzić. Dlatego AutoPCL jako pierwszy oferuje program oparty o Franczyzę.

Dzięki naszemu projektowi, każda zainteresowana osoba może prowadzić własny, wirtualny salon samochodowy. O detalach programu możecie Państwo porozmawiać z Waszym konsultantem. Wystarczy skorzystać z przycisku znajdującego się na powyżej.

Artykuł z serwisu Airstar.pl Promocja strony
Autor: Mirek

Ford Mondeo vs Mazda 6 – porównanie kombi z segmentu D

Po wprowadzeniu do sprzedaży nowego modelu Mondeo, Ford stał się liderem segmentu. W maju 2008 sprzedaż w Polsce wznowiła Mazda i to właśnie model „6” koncernu może stanowić konkurencję dla Mondeo. Skośnooka piękność lub szpieg z rodziną Mazda to z pewnością jedno z najciekawszych aut kombi w segmencie D. Jeśli ktoś szuka dużego, komfortowego samochodu o sportowym zacięciu, powinien rozważyć zakup Mazdy 6. Przez kilka ostatnich lat Mazdy trafiające do Polski pochodziły wyłącznie z prywatnego importu. Ograniczony dostęp do oferty tego producenta i problemy wielu właścicieli ze znalezieniem wykwalifikowanych serwisów sprawiły, że ta – uznana w większości europejskich krajów – marka nie cieszyła się u nas popularnością. Teraz zaczyna się to zmieniać. Nowe Mondeo pojawiło się nawet w filmie o Jamesie Bondzie. Stało się bardziej dostojne, jest o wiele lepiej wykończone od swojego poprzednika. Jako auto dla szpiega może się sprawdzić, a w wersji kombi służyłby z powodzeniem całej szpiegowskiej rodzinie. Jedzie stojąc Najnowsze wcielenie Mazdy 6 to jedno z najładniejszych, a z pewnością najbardziej sportowo wyglądające, kombi klasy średniej. Dzięki skośnookim reflektorom, szerokim przednim nadkolom i zwężającej się ku tyłowi linii bocznych szyb, nawet kiedy stoi, wygląda niezwykle dynamicznie. Dużo lepiej niż w poprzedniej „szóstce” wyglądają też tylne lampy. We wcześniejszym modelu prezentowały się jak efekt pracy domorosłego tunera, teraz podkreślają sportowy wizerunek. Jeśli Mazda jest jednym z najładniejszych kombi, to Mondeo po prostu jest najładniejsze. Z wyglądu nie tak dynamiczne jak Mazda, stawia na dostojność i aspiruje do klasy wyższej. Po jego wyglądzie sporo sobie obiecujemy i, siadając za kierownicą Mondeo, raczej nie żałujemy. Testowany przez nas Ford kosztował 140 tysięcy zł i od razu widać, dlaczego. Wnętrze wyposażone jest luksusowo, a materiały przewyższają jakością te zastosowane w japońskim konkurencie. W przypadku nadwozia kombi, ważne są rozmiary przestrzeni ładunkowej i łatwy dostęp do niej. Gabaryty bagażnika „szóstki” i Mondeo plasują oba auta w czołówce segmentu: odpowiednio 519 i 524 litry pojemności. Jeśli jesteśmy przy składaniu siedzeń, trzeba wspomnieć o sposobie, w jaki się to robi w Mazdzie. Po odciągnięciu klamki blokującej, oparcie składa się samo pod wpływem własnego ciężaru i tworzy całkowicie płaską powierzchnię. Siły trzeba użyć dopiero, aby je rozłożyć. Takiego sprytnego patentu brakuje w Mondeo. Można było lepiej Oba auta dysponowały mocą 140 KM. Powszechnie chwalona jednostka Mazdy wzbudziła u nas mieszane uczucia. W „szóstce” wartość maksymalnego momentu obrotowego jest na poziomie 330 Nm. Choć jednostka napędowa jest rzeczywiście bardzo oszczędna (niecałe 6 l na 100 km w cyklu mieszanym) i – przynajmniej na biegu jałowym – dosyć cicha, jej osiągi można określić jedynie jako zadowalające, szczególnie na tle rasowego, sportowego wyglądu Mazdy 6. Obiektywnie silnikowi nie można wiele zarzucić, ale możliwości świetnie zestrojonego zawieszenia, rewelacyjne hamulce i wspomniany wygląd aż proszą o więcej. Podobną opinię można wyrazić o jednostce Mondeo. Serce testowanego auta stanowi identycznie jak w Mazdzie dwulitrowy diesel. Osiąga on moc 140 KM przy 4000 obr./ min. Do osiągnięcia setki potrzebuje nieco ponad 10 sekund. To dosyć przeciętny wynik, ale nie wymagajmy zbyt wiele od auta ważącego 1611 kg. Ford był wyposażony w automatyczną skrzynię biegów, która, niestety, sprawiała, że brakowało mu mocy, a do tego wzmagała apetyt na paliwo. W mieście pojazd potrzebuje ok. 10,5 litra ropy, na trasie zadowoli się 6,5 l, a w cyklu mieszanym nie powinien przekroczyć granicy 8 litrów. Ford i Mazda to solidne oferty dla wszystkich, którzy chcą komfortowo podróżować. Mondeo w tym komforcie przewyższa „szóstkę”, lecz w testowanej wersji jest o prawie 40 tys. zł droższe. Zdecydowanie za dużo.

Kosmetyki samochodowe – pielęgnujemy nasz samochód

Na świecie w ogóle a w naszej przeuroczej ojczyźnie w szczególe dostępne są kosmetyki samochodowe bardzo wielu producentów. Przy ich wyborze łatwo wydać ciężko zarobione pieniążki na mocno reklamowany produkt o wątpliwej jakości. Czym się zatem kierować? Oczywiście w pierwszej kolejności opinią sąsiada z garażu obok. Sąsiadki raczej nie, no bo wiadomo …… żona. A poważnie warto poszukać takiego producenta, który oferuje kompleksowe rozwiązanie wszystkich problemów jakie możesz napotkać podczas pielęgnacji samochodu. Nie chodzi tu oczywiście o cudowny środek do wszystkiego jaki stosował wojskowy felczer z opowieści o dzielnym wojaku Szwejku, który na wszelkie dolegliwości przepisywał lewatywę i lizanie chininy. Chodzi o kompletną linię wysoko specjalizowanych środków posiadających pewne istotne dla nas cechy za rozsądną cenę. No to po kolei. Etap 1 Myjemy samochód Szkoły są dwie tradycyjnie falenicka i otwocka. Jedna mówi, że sprzątanie autka zaczynamy od środka i kończymy na zewnątrz, druga że odwrotnie. Oczywiście obie są słuszne i wyznawcy jednej i drugiej mają rację. Ponieważ ja zaliczam się do tej drugiej pielęgnację autka zaczniemy od umycia lakieru. Do tego celu polecam szampon który jednocześnie myje, konserwuje i nabłyszcza karoserię. Musi być przy tym wydajny – butelka 375 ml powinna wystarczyć nam na ok. 20-25 myć, co daje nam koszt rzędu 50 groszy na jedno mycie. Ważne jest aby przed myciem dokładnie spłukać karoserię co pozwoli nam uniknąć porysowania lakieru podczas samego mycia. Sam szampon po zmieszaniu z wodą powinien dać bardzo obfitą i gęstą pianę, której aktywne składniki zapewnią dokładne usunięcie wszystkich zabrudzeń i jednocześnie zabezpieczą lakier, który tym samym jest gotowy do dalszych zabiegów. Ważne aby dokładnie przestrzegać proporcji zawartych w instrukcji ponieważ dodając zbyt dużo szamponu niepotrzebnie marnujemy pieniążki a dodatkowo możemy mieć kłopot z nadmiarem wytworzonej piany. To nie „markowe” proszki do prania, których polskie wersje wymagają potrójnej porcji, żeby osiągnąć efekt czystego prania. Etap 2 Usuwamy ubytki lakieru Kiedy już spod warstwy błotka wyjrzy czyściutki lakier, warto go dokładnie obejrzeć pod kątem ewentualnych rys, zadrapań i ubytków. Do naprawy ewentualnych uszkodzeń proponuję użyć świetnych regeneratorów z serii T-Cut produkowanych zarówno w wersji dla lakierów tradycyjnych jak i metalicznych. Nakładamy je miękką ściereczką i czekamy aż wyschnie co możemy poznać po delikatnej mgiełce na powierzchni lakieru. Teraz wołamy żonę i pokazujemy jej jak miękką, suchą ściereczką ma dokładnie, raz koło razu, wypolerować całą karoserię. My stajemy z boku i obserwujemy jak nasze autko nabiera blasku, a poszarzały kolor nabiera głębi. Od czasu do czasu możemy drugiej połowie wskazać miejsca nie dość dokładnie wypolerowane. Efekt działania dobrego regeneratora jest wręcz powalający, szczególnie gdy mamy do czynienie z powłoką starszą, lub mocno podniszczoną. Etap 3 Woskujemy lakier Lakiery bezpośrednio po regeneracji są szczególnie wrażliwe na czynniki zewnętrzne, warto więc pomyśleć o zabezpieczeniu ich woskiem. Tu również warto zwrócić uwagę, że dobre firmy robią inne woski do lakierów akrylowych i inne do metalików. Zgodnie z zasadą, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Wosk nakładamy przy pomocy lekko wilgotnej szmatki i czekamy aż wyschnie co możemy poznać po delikatnej mgiełce. Możemy znów zawołać małżonkę, jednak prawdziwego mężczyznę można ponoć poznać po tym jak kończy a nie jak zaczyna więc tę czynność warto wykonać samemu. Czym kierować się przy wyborze? Ano dobry wosk można stosować nawet na mokrą karoserię, w słońcu, a nawet polerować autko na drugi dzień po jego nałożeniu. Nie musimy się przy tym obawiać, że stwardnieje on i pozostanie nam tylko polerowanie szpachelką. Jeśli zrobimy dobre rozpoznanie to okaże się, że produktów spełniających te wymagania jest mniej niż niewiele. Etap 4 Superfinisz dla twardzieli Jeśli kogoś nie zadowolił efekt uzyskany po użyciu wosku może użyć czegoś bardziej wyrafinowanego. Na rynku jest dostępny wysokospecjalistyczny wosk Auto Finish Advanced Car Wax. Ten wyjątkowy preparat posiada tę właściwość, że podczas polerowania nie kruszy się i nie pyli, a ponadto daje się łatwo usunąć z uszczelek i elementów plastikowych. Jest on wyjątkowo odporny na czynniki pogodowe i nadaje polerowanej powierzchni wyjątkowy połysk i głębię. Z tego też względu jest on rekomendowany przez brytyjskie muzea pojazdów zabytkowych. Ach ci brytole :-) . Etap 5 Wosk, który oszczędza twój czas Przeraża cię myśl o tych wszystkich czynnościach, które musisz wykonać aby twoje auto wyglądało jak dzień po wyjechaniu z salonu? Mam dla ciebie rozwiązanie! Zabrzmiało znajomo? I słusznie. Mi również zdarzyło się nadziać w telewizorze na reklamę super środka który robi wszystko sam, a potem możemy atakować karoserię palnikiem. Wada takiego super środka jest tylko jedna – NIE ISTNIEJE. Co nie zmienia faktu, że oferowane tam produkty są często całkiem dobrej jakości, tyle że sprzedawane tylko 5 razy drożej. Dość o nich wracamy do naszego autka. Testowałem ostatnio rewelacyjny preparat (ach ten marketing) służący do … oszczędzania czasu. Był to zaawansowany preparat typu Color Fast łączący w sobie wszystkie cechy wosku i regeneratora lakieru opisane w poprzednich akapitach. Jest to obecnie jedyny na rynku preparat, który zabezpiecza lakier woskiem i jednocześnie regeneruje. Technika jego nakładania jest podobna jak przy wosku. Wcieramy go wilgotną szmatką, szczególnie intensywnie w miejscach mocniej zniszczonych. Preparat przywraca połysk i głębię koloru a jednocześnie doskonale chroni powierzchnię powłoką woskową. Preparat produkowany jest w 14 kolorach, wystarczy więc wybrać najbliższy naszemu i do pracy rodacy. Etap 6 A co z elementami plastikowymi? Lakier już się pięknie błyszczy i kłuje sąsiadów w oczy warto więc pomyśleć o elementach plastikowych. Wybrać powinniśmy taki preparat, który nie tylko zabezpieczy zderzaki i uszczelki przed płowieniem, ale też nada im głęboki kolor i połysk. Dobrze, żeby był to preparat w aerozolu, wtedy jego aplikacja sprowadza się do równomiernego rozprowadzenia na czyszczonej powierzchni. Zderzaki – szczególnie przedni narażone są na zarysowania i drobne uszkodzenia (grubych nikomu nie życzymy), dlatego warto rozważyć użycie specjalnego żelu regeneracyjnego. Podobnie jak spray preparat ten pozostawia lśniącą powłokę odporną na płowienie. Mój znajomy właściciel myjni miał w wiaderku specjalną tajemną miksturę, którą smarował zderzaki i listwy boczne. Nabierały one po tym pięknego połysku, nie do uzyskania przy użyciu żadnego preparatu. Po wielu nagabywaniach i namowach udało mi się poznać tajemnicę tej mikstury. Był to olej napędowy. Niestety po pierwszym deszczu efekt znikał bezpowrotnie, ale warto zapamiętać. Etap 7 Felgi i opony na wysoki połysk Facet może być świetnie ubrany, ale jak będzie miał brudne buty to i tak wszyscy go będą uważać za fleję. Z naszym autkiem jest tak samo. Lśniąca karoseria przemieszczająca się na brudnych kołach to nieporozumienie. Oczywiście każdy zaraz powie, że jego audi wydaje 200 na autobanie i brudu nie widać, ale choćby nie wiem co kiedyś trzeba się zatrzymać. Czym więc wyczyścić koła? Do felg możemy użyć mleczka do polerowania. Działa skutecznie, podobnie jak Cilit Bang w naszej łazience, jednak trzeba się troszkę napracować. Specyfik nakładamy szmatką, mocniej pocierając w miejscach szczególnie zabrudzonych. Następnie wytrwale polerujemy felgi aż do uzyskania pięknego blasku. Efekt jest naprawdę świetny. Z oponami sprawa jest już prostsza. Rozpylamy na nich preparaty typu Tyre Slik i zapominamy (ważne, żeby opony były czyste!). Preparat trwale (co nie znaczy na wieczność) nadaje oponom efektowny wygląd zabezpieczając jednocześnie gumę przed parceniem. Cecha szczególnie przydatna w zimie. Jakość tego specyfiku została doceniona nie tylko przez klientów ale również przez specjalistów z branży motoryzacyjnej. Uzyskał on mianowicie rekomendację tygodnika „Auto Świat”. Etap 8 szyby – nasze okno na świat Szczerze i uczciwie powiem, że do mycia szyb polecam najtańszy płyn do szyb marki Tesco. Ponieważ jest to preparat z gatunku „lowbudget” jego jakość oraz walory zapachowe pozostawiają wiele do życzenia, ma jednak jedną ale za to bardzo ważną zaletę. Ponieważ jest to tani szmelc zawiera bardzo dużo amoniaku. Dzięki temu czyści bardzo skutecznie i niemal natychmiast się ulatnia nie zostawiając smug. Pod tym względem bije na głowę wszystkie inne środki, choć mojej lepszej połowy nie udało mi się do niego przekonać. Jeśli się okaże, że jestem kryptreklamocośtam firmy Tesco i biorę od nich działkę a preparat jest do niczego ryzykujecie jakieś 2 złote – bo tyle kosztuje. Myślę że warto. To tyle o myciu szyb ciekawsze przed nami. Otóż warto po umyciu zaaplikować szybce mleczko do czyszczenia szyb. Usuwa ono znakomicie wszelkie trwałe zabrudzenia nadając szybie idealną czystość, a także niweluje powstawanie refleksów powstałych na skutek drobnych zarysowań szyb. Aplikacja jest podobna jak innych preparatów. Nakładamy, czekamy aż wyschnie, a jak jest już suche polerujemy. Ważne żeby przed użyciem mleczka szybę dokładnie umyć tak aby podczas polerowania nie dorobić się kolejnych rys. Etap 9 Chowamy się w środku Błyszczące kokpity są już passe, choćby ze względu na odbicia jakie powodują w szybie przy ostrym słońcu, nadal jednak posiadają liczne grono fanów. I dobrze. Moda retro ma to do siebie, że co jakiś czas wraca i wtedy to oni będą na topie. Oczywiście o ile ich kadety dotrwają do tego czasu. W każdym razie dla nich proponuję preparaty w postaci zarówno mleczka jak i sprayu. Wersja zapachowa to już indywidualna decyzja każdego kierownika samochodu. Zaletą mleczka jest to że podczas aplikacji nie zapryskamy dopiero co umytej od środka szyby. Z kolei spray pozwoli nam dotrzeć nawet w trudnodostępne miejsca.Preparat nie powinien pozostawiać na czyszczonej powierzchni smug, chronić ją przed płowieniem i pękaniem, a dodatkowo czyścić, odświeżać i nabłyszcza powierzchnię. Warto też zwrócić uwagę na to czy preparat powoduje, że kurz nie przywiera tak chętnie do wyczyszczonej powierzchni, przynajmniej nie tak chętnie. Dla amatorów subtelnego luksusu proponuję specyfik matujący. Mleczko te nie nadaje czyszczonej powierzchni połysku pozostawiając ją matową i co ważne jeśli już zdążyliśmy nabłyszczyć nasz kokpit, to ten preparat pozwoli nam go zlikwidować. Jak bardzo potrafią uprzykrzyć jazdę elementy kokpitu odbijające się przy ostrym słońcu w szybie wie tylko ten co tego doświadczył, czyli pewnie każdy kierowca. zdecydowanie polecam stosowanie preparatów matowych, skorzysta na tym nasza koncentracja i reputacja. Podsumowanie Wspominałem już o odkurzaniu? No tu producenci się nie popisali. Nie produkują preparatu, który po rozpyleniu odkurzy nam wnętrze, ale … nikt nie jest doskonały. Tak więc szable w dłoń, … to znaczy odkurzacze i nadajmy naszym szkapom mechanicznym ten jedyny niepowtarzalny wygląd, przynajmniej do pierwszej wizyty z całą rodzinką w miejscu gdzie sprzedają hamburgery na wywóz. Jeśli komuś choć trochę pomogę w wyborze właściwego środka, bądź sposobu postępowanie to będzie mi niezmiernie miło.

Kupno części samochodowych w Internecie

Decydując się na zakup części do samochodu warto pomyśleć o internetowym sklepie motoryzacyjnym. Jeśli nie dysponujemy wystarczającymi środkami finansowymi możemy poszukać sklepu oferującego części używane, których nie brakuje w Internecie. W Internecie wszystko zależy od własnej kreatywności i nakładu pracy. Wbrew pozorom kupowanie części motoryzacyjnych w sklepie internetowym jest stosunkowo proste. Wszystkie części są zazwyczaj podzielone na odpowiednie kategorie i pod kategorie, skatalogowane według marki i modelu samochodu i sfotografowane, co w sposób znaczący ułatwia dopasowanie odpowiedniej części do własnych potrzeb. Minusem tego rodzaju zakupów mogą być dodatkowe koszta dostawy, ale przy odrobinie wysiłku znajdziemy najtańszą ofertę, która powinna je zminimalizować. Czas realizacji zamówienia na części motoryzacyjne jest zazwyczaj liczony i podawany w dniach roboczych. Wysyłka standardowo jest nadawana w ciągu 24 godzin od momentu potwierdzenia zamówienia, a sam sklep nie ponosi odpowiedzialności za wybór danego produktu i na etapie wysyłki zazwyczaj nie jest w stanie zmienić jej zawartości. W niedługim czasie po złożeniu zamówienia klient powinien otrzymać na podany podczas wypełniania formularza adres email potwierdzenie wraz ze specyfikacja zamówienia. Zgodnie z polskim prawem zakupiony towar mamy prawo w ciągu 10 dni zwrócić bez podania przyczyny, co stosunkowo ułatwia nam wyeliminowanie ewentualnych błędów w doborze paska klinowego, filtra oleju, części do układu hamulcowego, czy części karoserii. Dodatkowo przy zakupie zazwyczaj może nam pomoc konsultant, który jest gotów porozmawiać z nami na czacie lub korzysta z komunikatora internetowego. Na sam koniec mamy dostęp do wielu promocji i upustów, które oferują internetowe sklepy motoryzacyjne. Nierzadko również zostaniemy obdarowani jakimś drobnym gratisem jak zapach do samochodu, a w przypadku większego zamówienia przesyłka będzie gratis. W Internecie sklepów z artykułami motoryzacyjnymi jest coraz więcej co odbywa się tylko i wyłącznie z korzyścią dla klienta, gdyż większa konkurencja poszerza dostępność asortymentu, przy jednoczesnym zmniejszaniu ceny. Nie pozostaje nic innego jak tylko kupować i korzysta
Źródło: Kupno części samochodowych w Internecie - el_cerp

Historia Mercedesa w pigułce

Wyobraźmy sobie, że jest koniec XIX wieku. Do użycia weszła już żarówka, telefon, a w USA właśnie pojawiła się coca-cola. Od dłuższego czasu zabić można karabinem maszynowym. Nastało „nowe”. W te realia los rzucił, bohaterów naszej opowieści, Gottlieba Daimler, Karla Benz i Emila Jellinek. Zacznijmy od Daimlera. Ten wyjątkowo zdolny i doświadczony inżynier znudzony pracą w Gasmotorenfabrik Deutz, w 1882 postanowił odejść, zabierając ze sobą kolegę ze studiów, Wilhelma Maybacha. Panowie szybko zorganizowali się na nowo i już rok później przedstawili publiczności pierwszy, szybkobieżny silnik benzynowy. W 1885 skonstruowali motocykl a w 1887 na drogę wyjechał ich pierwszy czterokołowy samochód z silnikiem benzynowym. W 1890 r. Daimler, Max Duttenhofer i Wilhelm Lorenz założyli Daimler-Motoren- Gesellschaft. Daimler zaczął ręczyć za swoje silniki własnym nazwiskiem. W tym samym czasie, w październiku 1883, w Mannheim Carl Benz, konstruktor, zbudował jednocylindrowy cztero-suwowy silnik iskrowy o mocy 2/3 i w 1886 roku przejechał się nim uliczkami Mannheim. Obaj panowie pracowali zupełnie niezależnie, co więcej nigdy się nie poznali, a narodziny Mercedesa są zasługą nie konstruktorów, inżynierów czy genialnych wynalazców. Nadszedł bowiem czas Emila Jellinek. Emil Jellinek był przedsiębiorcą, majątku dorobiła się jako kupiec Północnej Afryce, później został cesarsko-królewskim konsulem generalnym Austro-Węgier w Nicei. Był ogromnym zwolennikiem nowoczesności i techniki, który głęboko wierzył, że przyszłość leży w automobilach. Dlatego właśnie już w 1897 roku wyruszył do Cannstadt, do Daimlera, aby zamówić u konstruktora swój pierwszy samochód- Riemenwagen o mocy 6 KM z dwucylindrowym silnikiem. Osiągające prędkość 24 km/h auto, nie zadowoliło sportowych potrzeb Jellinka. Zamówił on kolejne dwa samochody i w 1898 został właścicielem Daimler „Phoenix” o mocy 8 KM z silnikiem umiejscowionym z przodu. Były to pierwsze czterocylindrowe samochody na świecie, i miały osiągać prędkość 40 km/h. Jellinek był bardzo bystrym przedsiębiorcą, który miał bardzo szerokie kontakty w sferze arystokratów i rekinów ówczesnej finansjery, w związku z czym szybko zorientował się, jak bardzo intratnym zajęciem może okazać się sprzedaż pojazdów Daimlera. Szczególnie wyraźnie widać to było po zainteresowaniu jakie wzbudził, wystawiając auta w wyścigu nicejskim, szczególnie po spektakularnym osiągnięciu kolejnego auta Maybacha, Phaetona o pojemności 5,9, który ważył tylko 350kg, miał 4 czterobiegową skrzynię i rozpylający gaźnik. 25 marca 1901 to śnieżnobiałe auto stanęło na linii startowej wyścigu Nicea-Salon-Nicea, po której przekroczeniu właśnie nastała era Mercedesa, auto bowiem osiągnęło zawrotną prędkość 51km/h, co zdeklasowało rywali i wprawiło w osłupienie publiczność. W dwa dni później, samochód osiągnął prędkość 86km/h na odcinku 1km. Jellinek domagał się od Daimlera coraz szybszych aut co wymuszało na konstruktorze jeszcze intensywniejszą pracę, on sam natomiast sprzedawał kolejne auta wśród wyższych sfer. Wiosną 1900 roku, DMG i Jellinek podpisali umowę na sprzedaż aut i silników pod nazwą Daimler-Mercedes. Mercedes to imię córki Jellinka, oznaczające łaskę urodzonej w 1889 roku, bardzo wdzięcznego dziecka, którego imię stało się dzięki temu nieśmiertelne. Jellinek używał imienia córki już wcześniej, jako pseudonimu podczas wyścigu, lub jako nazwy swojego wyścigowego teamu. W dwa tygodnie po podpisaniu umowy, Jellinek zamówił aż 36 nowych pojazdów, które warte były wówczas 550 tys. Marek, co według szacunków odpowiadało 5,5 mln. Trudno nawet wyobrazić sobie jak wielkie było to zamówienie na tamte czasy. Nowa firma miała więc nazwę, nakład środków a o nabywców dbał Jellinek, brakowało jedynie godnego symbolu promującego markę. Wtedy właśnie synowie Daimlera przypomnieli sobie, że ich ojciec wieszał nad swym domem i warsztatem gwiazdę, wierząc że gwiazda wzejdzie jak błogosławieństwo nad jego pracą. Ówczesny zarząd firmy, w którym zasiadali synowie Daimlera, szybko podchwycil pomysł, i opatentował logo w postaci zarówno gwiazdy trzy,jak czteroramiennej, która jednak nie weszła nigdy do użytku. Trójramienną gwiazdę zaś, można oglądać na maskach wozów Mercedes do dzisiaj. Z biegiem lat motyw otoczono kołem, aby wskazać na fakt iż Daimler zapanował. nad motoryzacją i objął wpływem techniki ląd,wodę i powietrze. W 1923 wieniec zamieniona na nowocześniejszy pierścień. Niedługo po wprowadzeniu trójramiennej gwiazdy DMG zaczęła mieć kłopoty. Z zarządu spółki odszedł Maybach, pogłębił się konflikt wewnętrzny spółki, a samochody Daimlera, mimo produkowania ich coraz większych ilości, nie nadążały choćby stylizacją, za Benzem. Nastała I Wojna Światowa, a Niemcy stanęły w twarzą w twarz z gigantyczną inflacją. Luksusowe auta przestały się sprzedawać, rynek samochodów osobowych stanął na granicy przepaści. Jedynie te bardzo silne i świetnie prowadzone firmy miały jakąkolwiek szanse przetrwać, często były one zmuszone do łączenia się lub kooperacji. Podobnie było z DMG i Benz, wieloletni konkurenci już w 1924 roku połączyły siły, tworząc wspólnote interesów. Dzięki temu zabiegowi połączyli oni konstrukcje, technologie oraz opracowali sprawny system zakupów i sprzedaży. Podczas kampanii reklamowych, po 1924 roku obie firmy reklamowały się razem, ale znaki towarowe wciąż miały różne. Dopiero w dwa lata póżniej, w 1926 roku, kiedy połączyły się dwie największe fabryki, firma otrzymała nową nazwę, Daimler-Benz oraz wspólny znak firmowy, słynną trójramienną gwiazdę otoczono wieńcem laurowym, oznaczającym zwycięstwo, a w logo wpisano nazwę Mercedes i Benz. Logo to funkcjonuje do dzisiaj i wciąż oznacza, że jedziemy pod dobrą gwiazdą Mercedesa. Wspomniany wieniec laurowy stanowił symbol zwycięstwa podwójnego, zapanowania, motoryzacji nad wodą, lądem i powietrzem oraz zwycięstwa nad kryzysem panującym w Europie. W 1998 roku, miała miejsce kolejna wielka fuzja, amerykański potentat samochodowy, Chrysler, połączył się z Daimler-Benz AG w wyniku czego powstała największa na świecie firma samochodowa. W okresie międzywojennym Daimler-Benz działał prężnie, o czy świadczy najlepiej auto, które zostało skonstruowane tuż przed wybuchem wojny, Mercedes W 125 o pojemności silnika 5577 ccm i mocy 736 KM. To wyjątkowe auto na torze pędziło z zawrotną prędkością 432,7 km/h! W czasie II Wojny Światowej Mercedes radził sobie znakomicie, stając się ulubionem samochodem wodza III Rzeszy, Adolfa Hitlera oraz oficjalnym autem administracji niemieckiej. Sam Hitler z okazji 50 urodzin otrzymał od koncernu w prezencie Mercedesa 770K w kolorze granatowym w specjalnej, wzmacnianej wersji. Auto to zostało niedawno sprzedane rosyjskiemu miliarderowi za sumę 5 mln funtów. Wspomniany Rosjanin kupił też Mercedesa Joachima von Ribbentropa. Mercedesami jeździł też japoński cesarz Hirohito ( opancerzony Mercedes 770 z 1935 ), podobnym autem, w wersji cabrio podróżował cesarz Wilhelm II. Mercedesem jest też najbardziej charakterystyczny papamobile, Mercedes 230G. i w końcu w Mercedesie zginęła Księżna Diana, był to Mercedes 500SL. Anglicy nigdy nie wybaczyli jej tego wyboru. Droga, jaką pokonał koncern jest jak widać dość długa i wyboista, niemniej na historii tej marki, można prześledzić historię europejskiej motoryzacji, historię marki symbolizującej pewność, jakość i komfort. Mercedes Hitlera
Źródło: Historia Mercedesa w pigułce - zimowa.depresja